Wybierz zawód
The file ///wyszukiwarka/wybierz_zawod_left.php cannot be included!It does not exist or is not readable.
Matematyka na maturze
2+2= Być albo nie być? |
Przelicz to sobie |
Matura z matematyki od A do Z |
Fachowo oceniam ryzyko |
Skromność, cecha ludzi wielkich |
![]() |
![]() |
Kiedy pytam ją o jakieś fajne miejsce w szkole, by zrobić zdjęcia, bez wahania prowadzi mnie do jednej z klas ozdobionych dzięki jej staraniom. - To moja duma, że w tej, powszechnie postrzeganej jako ścisła, szkole udało mi się przemycić takie humanistyczne akcenty - mówi, wskazując na dekoracje, które jeszcze rok temu zdobiły ulice Krakowa, miasta świętującego wtedy 750-lecie lokacji, by w końcu zawędrować pod dach V LO im. A. Witkowskiego w Krakowie. Jak zawędrowały? - Kiedy wieszano te sztandary, szłam ulicą i zastanawiałam się: ciekawe, co się potem z takimi rzeczami dzieje, gdzie znikają... I zaczęłam szukać, kto jest ich właścicielem, do kogo można by się zwrócić po usunięciu ich z ulic, by nam je przekazał. W końcu znalazłam odpowiedni urząd i wtedy razem z innymi napisaliśmy podanie, z podpisami dyrekcji i pieczątkami szkoły i wszystko razem wysłaliśmy do Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie. I uzyskaliśmy zgodę - opowiada Ola. Teraz reprodukcje m. in. miniatur ze słynnego Kodeksu Behema i herbów miejskich ozdabiają kilka sal lekcyjnych V LO w Krakowie. Ikona to nie autorytetTo ten sukces był m. in. powodem, że Ola została nominowana do konkursu Ośmiu Wspaniałych. Po eliminacjach jako jedyna z Krakowa pojechała na finał. Przeżycia? - Na jednej z komisji, które oceniają nominowanych, zapytano mnie o autorytety. Wtedy się zawstydziłam, bo stwierdziłam, że ja autorytetu nie mam. Ale potem sobie pomyślałam, że to żaden wstyd, ten brak autorytetów. Przecież sama mam jakąś inwencję i sama potrafię coś tworzyć. - tłumaczy Ola. Dziewczynie nie udało się zająć miejsca w finale. Ale nie żałuje. - Nie miałam szans - ocenia realnie. Finaliści tego konkursu okazali się tytanami społecznikostwa, a dla Oli, jak podkreśla, ważne jest, by mieć czas dla siebie, by znaleźć we wszystkim miarę. - Jeśli miałabym się angażować we wszystko, co tylko można robić, to nie zaangażowałabym się tak naprawdę w nic - mówi. - A ja cenię sobie swój wolny czas, bo to on m.in. pozwala mi w pomaganiu znajdować przyjemność. To tu jestem potrzebnaOla pomaga innym od czasów gimnazjum. Wtedy chodziła m.in. na spotkania kółka misyjnego i pracowała np. przy przygotowywaniu wystaw o Afryce i misjach, z jakimi przyjeżdżali do nich misjonarze-kapucyni. A potem, gdy poszła do liceum, okazało się, że "piątka" sąsiaduje z ogrodem kapucynów. I tak się zaczęło - wolontariat na poważnie. Ola opisuje to tak: - Gdy byłam jeszcze w gimnazjum, to bardzo chciałam sama wyjechać na misje. Myślałam, jak większość "fajnie jest tam jechać". Ale teraz widzę, że pomoc tu, w Polsce, też jest bardzo potrzebna. Nasza praca się liczy: od pomocy w sekretariacie choćby przy porządkowaniu jakichś papierów, przez sprzedawanie pamiątek z Afryki i zarabianie w ten sposób na misje, po organizowanie różnych akcji. Jedną z takich akcji było rozdawanie bułek bezdomnym na dworcu i w centrum miasta. Pewnie rzadko kto to robi. Czy się bała? - Chodziliśmy grupą, więc było nam raźniej - mówi szybko Ola, która zapamiętała z tej akcji coś innego: - Wiadomo, tak brutalnie mówiąc, że ci ludzie śmierdzą, nie są w dobrym stanie. Więc czułam raczej wstyd. To znaczy... Bo mnie się wydaje, że ja na ich miejscu bym się wstydziła, że taka jestem, a tu ktoś do mnie podchodzi. Ale z drugiej strony, to chyba nie jest do końca tak. Bo jeśli oni tę pomoc i rozmowę przyjmowali z radością, to chyba nie miałam racji. Bo w pomaganiu, jak śmieje się Ola, jest mała interesowność. Ta praca daje jej radość. - Ale skoro mnie to cieszy i cieszy kogoś innego, to nie ma się nad czym zastanawiać. - kwituje. Tego, kto chce być wolontariuszem, według Oli powinna cechować przede wszystkim determinacja, by mimo innych zajęć umieć znaleźć czas i na pracę dla innych. - Pomaganie wymaga też dojrzałości. Trzeba umieć wybierać, co jest dla mnie ważne i nie skupiać się nad tym, co nie jest istotne. Pozory mylą, jak zwykleTa sama umiejętność wartościowania, która przydaje się w pracy wolontariuszki, cechuje Olę i w szkolnym życiu. Bo wbrew temu, co się powtarza w Krakowie, zdaniem Oli "piątka" nie jest szkołą, w której wyśrubowany poziom nie pozwala uczniom na nic więcej poza nauką: - Zawsze, jak są dni otwarte szkoły, to mówię: tu, jak wszędzie indziej, sam decydujesz, ile się uczysz i jak. Jeśli chcesz sobie wypruwać żyły, by mieć piątki z góry na dół, to możesz. Ja w tym sensu nie widzę. Ale jeśli jesteś z jednej rzeczy dobry, to w tej szkole nikt ci nie przeszkodzi, byś się w tym jednym rozwijał. Ola piątek z wszystkiego nie ma. I swoją szkołę bardzo często poleca innym. Tu np. kontakty z kadrą są żywe i nowoczesne. - Często piszemy do siebie np. przez naszą-klasę, a pracę pisemną, jak już nie możemy jej inaczej przekazać, zawsze możemy wysłać nauczycielowi mailem - zdradza. Mówi też, że "piątka" to szkoła, w której ponad normę wykracza życzliwość nauczycieli. - Nie wiem, czy gdzieś indziej jest tak, że uczeń coś mówi, że czegoś by chciał, że o czymś marzy, a nauczyciel potem biega za tym przez tydzień, aż zdobędzie? - pyta retorycznie. To dzięki takiemu właśnie podejściu Ola dostała zaproszenie na spotkanie z Dalajlamą. Tylko dlatego, że poszła i powiedziała: "bo ja bym chciała". Magda Tytuła |
Jak się robi dobrą szkołę?

Dobre szkoły, z tradycjami rozpoznać można po tym, że ich absolwenci wracają do nich, aby uczyć następne pokolenia. Dzieje się tak np. w III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni, gdzie spośród stu nauczycieli, trzydziestu to byli uczniowie, czy w krakowskim "Witkowskim", gdzie laureaci olimpiad i inni wybitni absolwenci prowadzą w soboty dodatkowe zajęcia z matematyki. Dobre szkoły budują i pielęgnują więź z uczniami.

Dobra szkoła nie zamyka się w jednym profilu. Stara się, aby uczniowie byli różni i mieli różnorodne zainteresowania. Żeby wybitni matematycy mieli szansę wymienić poglądy z humanistami, a ambitni olimpijczycy z tymi, którzy na tym etapie bardziej poświęcają się sztuce życia niż nauce. Żadna rozsądna szkoła nie chce mieć samych superzdolnych.

Najlepsze szkoły nie wymagają od ucznia, aby był dobry we wszystkim, nie robią na nich wrażenia wyśrubowane średnie. Zachęcają ucznia do rozwijania zainteresowań w danej dziedzinie. Szukają tego, w czym uczeń jest dobry i dają mu możliwość rozwinięcia się w tym dalej. czytaj więcej...